Czasówka w Rzekuniu k. Ostrołęki 10km

Piątek, 15 sierpnia 2014 · Komentarze(0)
Pomysł pojechania na czasówkę do Rzekunia k. Ostrołęki pojawił się gdzieś na przełomie marca/kwietnia tego roku. Był to czas mojego powrotu do regularnej jazdy na szosie, a ta impreza, znaleziona przypadkiem w sieci, wydawała mi się kameralna i nazwijmy to na moim poziomie sportowym.
Sierpień przyszedł, forma wyraźnie zwyżkowała a tu dwa dni przed wyścigiem uszkodziłem rower i przy okazji kompletnie zniszczyłem bloki. Nie chciałem rezygnować ze startu więc padła szybka decyzja pojechania na MTB (na terenowych oponach i platformach). Na szczęście organizator wyodrębnił taką kategorie
.
Do Rzekunia ruszyłem dzień wcześniej. Trzy godzinna krajoznawcza wycieczka zorganizowana przez PKP srogo mnie wynudziła. W nagrodę czekał na mnie czysty, ładny pokój z Tv i bajerami za całe 25zł – Rzekuń rulet – w pensjonacie 1km od startu wyścigu.
Pobudka 7:40 wyspany i Świerzy, czuje że będzie ok. Na starcie jestem przed 9, rejestruje się i zaczynam rozgrzewkę. Trasa okazuje się bardziej pofałdowana, niż to by wynikało z mapy, jeden trudny zakręt po 2km z jakimś kwietnikiem pośrodku ale, że jadę na platformach to mi rybka, drugi płynny po 4km i wąski nawrót. W międzyczasie oglądam sobie i zagaduje konkurencje. Najwięcej jest zawodników miejscowych i z okolic. Poznaje Artura Budnego, juniora z BDC i zeszłorocznego zwycięzcę Wojtka Bukowskiego. Silną reprezentacje wystawił KK24 z Ostrołęki, jest kilku zawodników z Makowa Mazowieckiego, Białegostoku i Łomży. Więcej rowerów szosowych, 2-3 stricte do jazdy na czas, sporo z lemondkami. Wśród MTB wyłapuje również kilka ciekawych maszyn, dużo na gładkich oponach, 29er, jeden chyba na kołach 27,5 cali z zamontowanymi krótkimi lemondkami, widać nie ja jeden myślę o podium.



Start odbywa się od najmłodszego do najstarszego. Jest kilku młodzieńców w wieku szkolnym i mocno zmotywowanych gimnazjalistów. Startujemy co 1min wszystko idzie sprawnie. Dwie minuty przed startem okazuje się, że nie ma zawodniczki mającej jechać bezpośrednio przede mną. Trochę szkoda, dziewczyna wyglądała na szybką i startuje na szosówce, a tak będę gonił szosowca z 2 minutową przewagą. Na szczęście 20s przed swoim startem zguba się znalazła i trochę zdenerwowana rusza na trasę. Moja kolej. Ostatni łyczek przed startem, bidon tradycyjnie zostaje na starcie. 3, 2, 1 i Wio. Zaczynam na twardym przełożeniu. Cały dystans zaplanowałem przejechać tylko na dwóch przełożeniach. Twarde kręcenie na niższej kadencji pozostawia u mnie jeszcze sporo do życzenia ale przekłada się na lepszą prędkość niż miękkie na wysokiej kadencji, cóż nie każdy jest (na szczęście) Lancem Armstrongiem. Taka technika pedałowania ma jeden minus, tętno bardzo szybko osiąga czerwone pole co u mnie oznacza 180HR.
Pierwsze 2,5km z dobrym wiatrem lecę 39-40km/h i zaczynam łapać kontakt wzrokowy z zawodniczką poprzedzającą. Po 2,5km techniczny zakręt w prawo. Biorę go na 2 razy, żeby nie zrobić czołowego z wracającym szosowcem. Za zakrętem kończy się „przedszkole” a zaczyna wmordewind. Prędkość spada do 32-34km/h. Fajnie, że dziewczyna przede mną jedzie ambitnie, ma szybki rower i niezłą nogę. Na nawrocie jestem już niedaleko za nią i łapie ją około 6km trasy. Teraz już nie mam przed sobą nikogo. Mimo nawrotu wiatr dziwnie kręci i nie pomaga. Ostatnie 2km to już walka z własną słabością. Tętno wynosi 185 i więcej, nigdy nie widziałem tyle na pulsometrze. Na metę wjeżdżam równym tempem, nie było już mnie stać na finisz. Czas z licznika jest gorszy o 30s od tego jaki sobie założyłem, nie jestem z siebie zadowolony. Mówi się trudno, zobaczymy jak pojadą inni.



Na starcie zostało jeszcze koło 20 zawodników, więc pojechałem zwolnić pokój i zabrać mój mandżur.
Wracam po 15min w sam raz na kawę i ciastka. Wszyscy już ukończyli. Po wyścigu ludzie jacyś bardziej wyluzowani i rozmowni. Skompletowanie wyników trwa bardzo długo, chyba organizatorzy mają problem z podziałem na kategorie. Wreszcie są nieoficjalne wyniki. Wychodzi, że z czasem 17,28s będę 2 w kategorii rowerów MTB przegrywając o 4s pierwsze miejsce i rozdzielając dwóch Panów z miejscowego KK24. Open wygrał junior Sebastian Korzeb z Ostrołeki z nowym rekordem trasy 15,19s – jest wyzwanie na przyszły rok.
Czas na dekoracje. Czekamy tylko na Pana burmistrza czy sołtysa. Wreszcie przyjeżdża oficjel. Najpierw na podium stają kobiety. „Moja” uciekinierka zajęła 2 miejsce. Potem mężczyźni MTB. Fajnie stanąć na podium. Jak się okazało później powinienem stać pięterko wyżej, bo rower mojego pogromcy nie kwalifikował się do kategorii MTB. Zostało to skorygowane następnego dnia, nic nie szkodzi. Nagrodami są pucharki ze złomu rowerowego, konkretnie spawane elementy kasety, taki rowerowy recycling.



Powrót ciuchcią, tak ciuchcią bo to co jeździ do/z Ostrołęki nie wygląda jak pociąg, uprzyjemnia mi zimny napój w brązowej szklanej butelce na który chyba zasłużyłem. Z Tłuszcza jadę na kołach i z 100 na liczniku ok. 19 ląduje w domu w sam raz na ME w Lekkiej Atletyce. Dobranoc

Atak na 200 w ramach przygotowań do Krwawej Pętli

Czwartek, 27 marca 2014 · Komentarze(2)
Kategoria Od 100 do 200
Po raz pierwszy w tym roku dostałem po dupie od trasy. Pobudka o 5 30 i czuje, że jestem przeziębiony, katar itp. Szybki look na meteo. Temp. 5,5 i przewidywane opady. Trochę się wahałem, przez co ruszyłem na trasę o 6 20 zamiast o 6. Pierwsze km ok tylko gardło i katar nieco upierdliwe. W lasy Chojnowski wjeżdżam ze średnią 26 km/h, tu niestety gubię szlak i na mokradłach tracę kolejne 15 min. Zimno jest przez cały dzień. Zważywszy na dzisiejszą pogodę to trafiłem fatalnie z wczorajszym dniem na taki dystans. Pierwszy deszcz łapie mnie w Sobikowie, kolejny większy pomiędzy Łosiem a Antoniówką. W Łosiu straciłem 20min czekając na otwarcie baru - daremnie. Przed Magdalenką deszcz przestaje podać, jestem już solidnie mokry ale jadę dalej. Lasy w okolicach Magdalenki, Sękocina i Otrębus są strasznie przeorane przez konie i samochody, bardzo utrudnia to jazdę. W Brwinowie ciastko w cukierni i wzrok ekspedientki po którym wiem, że wyglądam nieciekawie. Za Brwinowem przekraczam A2 i jadę przez otwarte, monotonne i nudne jak Orzeszkowa tereny. Łapie mnie deszczyk nr 3. Jedyne ciekawe miejsce to sanktuarium w Rokitnie. Jeszcze jedna droga krajowa i polnymi drogami docieram do Zaborowa. Jest 14 30 teraz decyzja czy przeć się w Puszczę Kampinoską, czy wrócić asfaltem do Warszawy. Ze względu na porę zdecydowałem się na to drugie, na szczęście. Przed samą Warszawą zadziałało prawo Merphego. Uszkodziłem jedyną rzecz w rowerze, której nie mogłem naprawić na miejscu, złamał się hak przerzutki. Zakułem łańcuch na stałe i na jednym przełożeniu dojechałem na Pragę. Prowizorka zerwała się niedaleko domu i ostatnie 1,5 km jechałem na hulajnodze. Ostateczny dystans 168 km, czas jazdy 8 h 15 min, średnia 20,4 km/h

100 z RB

Niedziela, 25 marca 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Trening
Miało być udane rozpoczęcie sezonu na RB, ale łańcuch chciał inaczej. Spadł akurat, kiedy zabierałem się do kilkuosobowej ucieczki. Silny wiatr, przez co predkość wahała się od 20 do ponad 50 km/h