Pobudka o 4 rano i na rozgrzewkę 25 km szosą do Pruszkowa. Wybrałem aleje Jerozolimskie, przez większą część dnia zakorkowane i niebezpieczne, ale nad ranem niemal puste. Po godzinie jestem na miejscu i na regeneracje........... 8 godzin pracy :) Do Warszawy wracam z pomocą SKM-ki. Mała przerwa na jedzonko i o 15 30 planowana wycieczka z Rafałem. Startujemy spod mostu Poniatowskiego w stronę Powsina, byle tylko jak najszybciej uciec z miasta
Upał, a tu przytrafiła się podróż służbowa...........rowerkiem do Piaseczna. Przez gorące miasto jedzie się ciężko, w lesie Kabackim też nie odpoczniesz, bo zjedzą cie komary. Tuż przed Powsinem mała niespodzianka. Z powodu powodzi ścieżka zalana na długości ok 200m. Można mijać górą przy ulicy, ale to dla cieniasów. Woda sięgała do piast, suport zalany, buty mokre, ale przejechać się dało. Powrót z Piaseczna z dodatkowym 9 kg klocem na plecach bardzo ciężki, szczególnie podjazd na Belwederskiej.